Z tym nie ma jakiegoś wielkiego problemu, gdyż taką zdolność wyliczą Wam zarówno w bankach jak i w doradztwie finansowym. Warto to zrobić przede wszystkim dlatego by dowiedzieć się na jakie nieruchomości w ogóle ma się szanse. Nie należy też jednak brać owych wyliczyć zbyt optymistycznie, gdyż np. u mnie banki wyliczały zdolność dwukrotnie wyższą niż kwota, na którą później faktycznie brałem kredyt, a mimo to, jeden z nich odmówił mi jego udzielenia gdyż złożyłem już właściwy wniosek. Więcej o budowaniu zdolności kredytowej przeczytacie w tekście pt. Jak budować zdolność kredytową? Dochód to nie wszystko
Ja celowałem w mieszkanie z rynku wtórnego. Sporo ofert jest wystawianych przez pośredników w postaci agencji nieruchomości co jest na swój sposób kłopotliwe, gdyż agencje takie często wymagają by podpisać umowę za samo pokazanie nieruchomości. Zabezpieczają się oni przed ewentualnym dogadaniem się Was z właścicielem mieszkania bez ich udziału. A że nie lubię składać podpisów na lewo i prawo sam zapisałem się do jednej z wiodących agencji nieruchomości z dwóch powodów:
Co bardziej ogarnięci w temacie są w stanie sami to ogarnąć, jednak, że zakup mieszkania jest dla mnie decyzją życiową, wolałem nie oszczędzać na agencji. Po prostu czułem się trochę spokojniejszy, mimo, że nie ma 100% gwarancji, że wszystko pójdzie jak po maśle.
Jeśli znaleźliście już swoją wymarzoną nieruchomość w kwocie, która Wam odpowiada i właściciel jest skłonny poczekać na decyzję kredytową można przystąpić to starania się już o właściwy kredyt. Wcześniej przez agencję spisałem z właścicielem umowę wstępna sprzedaży. Oboje zabezpieczyliśmy się w formie zadatku. Poprosiłem jednak o dodatkowy zapis, że jeśli nie dostanę kredytu zaliczka ma być mi zwrócona (coś jak siła wyższa). Jak macie umowę wstępną to dopiero teraz można starać się o kredyt. Wcześniej się tego nie da zrobić gdyż banki udzielają kredytu na zakup konkretnego mieszkania, więc musicie mieć już coś upatrzone. Sporo formalności z tym związanych załatwiła mi agencja nieruchomości oraz mój doradca finansowy. A no właśnie. Jak już jesteśmy przy doradcach, to gdzie warto iść z wnioskiem kredytowym? Do banku czy doradcy finansowego?
Za pierwszym razem odwiedziłem doradce finansowego z dużej ogólnopolskiej firmy. Pani mi tam wszystko wytłumaczyła itd. Jednak zanim podjąłem decyzje sprawdziłem jak firma formalnie załatwia temat uzyskania kredytu od banku. No i okazało się, że firma ta najpierw wysyła umowy do Warszawy i potem proceduje je dalej. Dla mnie to oznaczało dodatkowe opóźnienia więc z niej zrezygnowałem. Poszedłem do doradcy małego lokalnego, który można powiedzieć miał już odpowiednie rekomendacje, ale przede wszystkim papiery zanosił bezpośrednio do lokalnych oddziałów banku. No i nic mnie nie kosztował, bo to bank płaci mu prowizję za przyprowadzenie klienta (warto o to zapytać jak będziecie u swojego doradcy dla pewności). Doradca tak samo jak agencja nieruchomości ogarnął mi wszystkie dokumenty i złożył w moim imieniu wnioski kredytowe do kilku banków równocześnie, by zwiększyć szansę jego udzielenia. Wybrałem doradce także z innego powodu – mianowicie kupowałem mieszkanie w okresie gdy „wszyscy” rzucali się na MDM, dlatego banki nie były skłonne za bardzo do negocjacji. U doradcy miałem identyczne oferty banków jak bezpośrednio w danym banku.
Wnioski o udzielenie kredytu mieszkaniowego mój doradca złożył do trzech banków, które w tym czasie miały dla mnie najlepszą ofertę. Były to bank PKO BP, PEKAO SA oraz BZ WBK, w którym miałem konto prywatne). Po około dwóch tygodniach otrzymałem decyzje wstępne z banków. Bank PEKAO SA odrzucił mój wniosek, natomiast bank PKO BP i BZ WBK dały decyzję wstępną pozytywną. Oczywiście bardzo się ucieszyłem, ale to był dopiero początek drogi, gdyż od tego doszło mi nieco formalności, szczególnie w przypadku BZ WBK. O ile w PKO BP zadowolił się właściwie tylko podstawowymi dokumentami jak zaświadczenie o dochodach i zeszłoroczny PIT, to w BZ WBK żądano ode mnie wyciągów bankowych, co wywiało u mnie oburzenie, bo przecież do moich wyciągów bank miał swobodny dostęp (bylem ich klientem!). Jako, że prowadzę małą firmę musiałem też dać dokumenty dotyczące jej dochodów. BZ WBK zażądał ode mnie powiedzenia dokumentów przez księgową. Problem w tym, że to ja sam księguję, ale banku miał to gdzieś. Musiałem iść do biura, zapłacić niemałe pieniądze za sprawdzenie mojej księgowości by bank BZ WBK się zadowolił. Nawet jeśli prowadziłbym biuro rachunkowe, bank wymagałby potwierdzenia przez niezależną firmę (tak mi powiedziano w banku). Rozumiem obawy BZ WBK, ale jeśli ktoś chciałby bank oszukać z tą księgowością to i tak znajdzie sposób. A uczciwy traci dodatkowo czas i pieniądze. W PKO BP wszystko poszło bez problemu.
Dalej poszło już w miarę gładko. Z obu banków zadzwoniły osoby, które chciały wycenić nieruchomość. Przekazałem im telefon do mojej agentki by dogadała bank i właścicieli mieszkania, by Ci mogli do niego wejść i je wycenić. Kolejny problem pojawił się przy MDM. Bank PKO BP wniosek o MDM złożył praktycznie natychmiast, natomiast BZ WBK zwlekał z tym do czasu decyzji wstępnej. Efekt był taki, że otrzymałem dofinansowanie MDM tylko w banku PKO BP i to w nim postanowiłem wziąć kredyt. BZ WBK w tym momencie zawiódł mnie mocno i myślę, że nie tylko mnie, więc postanowiłem zabrać stamtąd konto prywatne i swoje oszczędności. A szkoda, bo lubiłem ten bank. Nie ma jednak dla mnie sensu utrzymywanie dwóch kont.
Sama umowa kredytowa to już stos papierów. To co jest dla mnie absurdalne to pobieranie prowizji od udzielenia kredytu. Dokładnie, trzeba zapłacić bankowi by ten udzielił kredytu. Czasami prowizję można kredytować. Są banki, które prowizji nie mają, ale często odbiją to sobie w innych opłatach. No ale trzeba to przeboleć. Mimo, że fanem PKO BP nie jestem, to z drugiej strony może to i dobrze, że wziąłem wieloletni kredyt przede wszystkim w banku polskim.
Dzień podpisania aktu notarialnego wieńczy cały proces. Na podpisanie aktu musiałem przyjść razem z umową kredytową. Tutaj znów ponosimy sporo kosztów. Na szczęście jak macie dobrą agencję nieruchomości to często mają „oswojonych” stałych notariuszy z lepszymi stawkami. Warto o to zapytać. To o czym warto wspomnieć to to, by na akcie notarialnym pojawił się zapis, że sprzedający oświadcza, że nieruchomość jest wolna o wszelkich roszczeń osób trzecich. Nie pamiętam teraz jak to szło profesjonalnie, ale chodzi o sam fakt, by zapis tego typu był na akcie. To dodatkowe zabezpieczenie, które pomoże Wam pociągnąć sprzedającego do odpowiedzialności za ukrycie niewygodnych faktów.
Po podpisaniu aktu pozostało mi już tylko odebrać klucze do mieszkania oraz pójście do banku z aktem, by ten na jego podstawie wypłacił pieniądze bezpośrednio na konto byłego już właściciela mieszkania. Tak, Wy tych pieniędzy nigdy nie zobaczycie, są one od razu przelewane na konto sprzedającego. Myślę, że to nawet lepiej. Sprzedający nie dostanie jednak całości od razu. Bank najpierw wypłaca to co sam kredytuje. Natomiast reszta z programu MDM wypłacana jest później. W moim przypadku było to aż miesiąc później.
Jak widzicie trochę trzeba się postarać by uzyskać taki kredyt. Choć nie jest to też tak skomplikowane. Kredyt brałem bodajże w marcu 2016 roku. Na tym rynku co chwila coś się zmienia, więc nie wiem na ile ten tekst jest aktualny w momencie gdy go czytacie. Niestety by dokonać zakupu poniesiecie też sporo kosztów. W moim przypadku „wyrzuciłem w błoto” około 10 000 zł. Kasa rozpłynęła się na agencję nieruchomości, notariusza, podatki oraz prowizję dla banku. Niestety bez zaplecza finansowego trudno cokolwiek zacząć. Do tego dochodzi jeszcze jakiś wkład własny.
Dajcie znać w komentarzach jak to u Was wyglądało oraz czy coś się zmieniło. No i nie zniechęcajcie się. Pójdźcie do dobrego doradcy finansowego i niech on oceni na co Was faktycznie stać. I czytajcie umowy! Jak czegoś nie rozumiecie na umowie, nie bójcie się pytać. Trzymajcie się 🙂