W samej natomiast notce skupię się na Assassin’s Creed: Brotherhood. Swoją przygodę z tą serią zacząłem od dwójki. Przygody Ezio Auditore da Firenze zafascynowały mnie na tyle, że postanowiłem ukończyć całą trylogię zanim w ogóle pomyślę o Assassin’s Creed III. Także nadrabiam zaległości najpierw od Assassin’s Creed: Brotherhood (niedawno ukończyłem), a później mam zamiar ukończyć również Assassin’s Creed: Revelations.
Assassin’s Creed: Brotherhood to moim zdaniem absolutnie rewelacyjna gra tak samo jak poprzednia część. Fabuła jest zawrotna, a co najciekawsze, wpleciona w rzeczywiste wydarzenia oraz postacie. Takie połączenie w moim odczuciu jest naprawdę genialne, bowiem można się czegoś nauczyć z historii (oczywiście do pewnego stopnia, reszta to fikcja). Tak czy owak ponownie przyszło mi pozwiedzać piękne miasta (w tej części był to Rzym) oraz wziąć udział w różnorodnych misjach, w tym wielu pobocznych. Nowością w tej części jest możliwość rekrutowania asasynów, których można przywołać niemal w dowolnym momencie gry. A wierzcie mi, są zabójczo skuteczni już od I poziomu doświadczenia. Gra daje poczucie otwartości świata, a miejsca niedostępne oznaczone są groźbą desynchronizacji co w miarę logiczny sposób tłumaczy, dlaczego nie można iść w dane miejsce.
Gra jest dość długa, a po samej grze pozostaje jeszcze tryb mutliplayer.
Podoba mi się bardzo fakt, że kiedy wydaje nam się, że to już koniec gry okazuje się, że jest jeszcze coś do zrobienia w teraźniejszości :).
Jeśli oceniać miałbym grę w sposób bardzo subiektywny i emocjonalny bez wnikania w błędy itp. dałbym tej grze po prostu 10/10 🙂